Dr Hubert Królikowski
Józef Marczak

Jakie wojsko i jaka broń dla obrony Polski w XXI wieku?

    Polska, po 1989 r., u progu XXI w. stanęła przed trudnym zadaniem samodzielnej budowy suwerennego i niepodległego państwa, zdolnego zapewnić warunki konieczne dla życia w wolności szczęściu i dobrobycie, swobodnego rozwoju pokoleń obecnych oraz przyszłych. Budując, a właściwie odbudowując, suwerenne państwo po klęsce wrześniowej 1939 r., a wcześniej po dwóch wiekach anarchii i rozbiorów – trzeba pamiętać o blisko 20 mln Polaków poległych, zamordowanych i wywiezionych, o ogromie zniszczeń, upokorzeń, grabieży, które zepchnęły kwitnące w dobie renesansu mocarstwo europejskie do rzędu państw z 30-50 letnim opóźnieniem cywilizacyjnym.
Trzeba też pamiętać o „piorunującej klęsce wrześniowej” (określenie gen. Władysława Sikorskiego) mającej swe źródło w „analfabetyzmie strategicznym” (określenie marszałka Józefa Piłsudskiego), w wyniku, którego zniszczono olbrzymi wysiłek społeczeństwa i żołnierza polskiego skazując II Rzeczpospolitą na katastrofę militarną i narodową. Amerykański politolog Daniel S. Papp stwierdził, że: Potencjał bez strategii jest niemalże tak samo pozbawiony znaczenia jak strategia bez potencjału. Niemalże z „piorunującą klęską wrześniową” Finlandia, dysponująca blisko dziesięciokrotnie mniejszym potencjałem ludnościowym, w obronie równego Polsce terytorium zdumiała świat sukcesem w wojnie zimowej przeciwko dysponującej miażdżącą przewagą Armii Czerwonej. Stosując skuteczną strategię obrony własnego terytorium Finlandia powtórzyła ten sukces latem 1944 r.
    Poznanie strategicznych źródeł upadku I i II Rzeczypospolitej jest dla współczesnych nie tylko groźnym memento, ale warunkiem koniecznym racjonalnego myślenia w kategoriach strategicznych. „Poznaj samego siebie”, to nie tylko maksyma greckiego filozofa Sokratesa, ale też naczelna dyrektywa strategiczna Sun Tzu: Poznaj dobrze wroga i poznaj dobrze siebie, a w stu bitwach nie doznasz klęski. Przyczyny upadku I RP i w konsekwencji rozbiory, są jednoznacznie oceniane przez rodzimych historyków. Bocheński w Dziejach głupoty w Polsce przedstawił ich jednoznaczną ocenę: …pożądliwość sąsiadów na tle upadku militaryzmu (czytaj wojskowości) polskiego. Z kolei autorytet strategów Carl von Clausewitz określił Polskę w XVIII w. mianem: …bezbronnego stepu […] drogi publicznej dla obcych wojsk. Źródła katastrofy zaborów i klęski 1939 r. leżą w sferze militarnej bezbronności „raju szlachty” i błędów strategii II RP. Tak samo w XXI w. klucz do bezpieczeństwa narodowego Polski leży w opracowaniu wiarygodnej strategii wojskowej, zapewniającej skuteczne odstraszanie, obronę narodową i realizację zadań obrony wspólnej NATO. Czym zatem jest współczesna narodowa strategia wojskowa – jest nauką i sztuką wyboru, przygotowania i wykorzystania przez naród sił zbrojnych (szerzej środków wojskowych) do zabezpieczenia własnych interesów narodowych poprzez użycie siły lub groźbę jej użycia (odstraszanie), a także wsparcie własnych władz i społeczeństwa w sytuacjach klęsk, katastrof i innych zagrożeń w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Przykładem trafnego wykorzystania ogromu wiedzy strategicznej do sformułowania strategii obronnej Polski jest koncepcja prof. Zbigniewa Brzezińskiego – uznanego na całym świecie twórcy strategii supermocarstwa jakim są Stany Zjednoczone, głównego autora strategii powstrzymania, przewodnika Polski w drodze do NATO: Pisał on o celowym kształcie Polskich Sił Zbrojnych: Niewielka, ale nowocześnie wyposażona i nowocześnie wyszkolona armia zawodowa i oparta na powszechnym obowiązku służby wojskowej armia terytorialna, czyli armia krajowa, która nie tylko będzie bronić swojego rejonu czy swego miasta przed zajęciem go przez nieprzyjaciela, ale będzie mu zadawać ciosy, nękać go i wyrządzać straty w wypadku okupacji.
    Przegląd historii wojen pokazuje też, że właściwa organizacja sił zbrojnych, wybór taktyki (w rozumieniu Clausewitzowskim, użycie sił zbrojnych na polu walki), co za tym idzie szkolenie i przygotowanie wojska decydowały o losach kampanii, często i wojen. Przykładów jest aż nadto, można wymienić wojny napoleońskie, burskie, wojnę rosyjsko-japońską, wojnę polsko-bolszewicką, kampanię wrześniową, wojnę zimową, wojny izraelsko-arabskie, wojnę o Falklandy-Malwiny i wiele innych. We współczesnych konfliktach zbrojnych widoczny jest wpływ tzw. asymetrii, która w istocie jest strategią polegającą na wyborze taktyki działań nieregularnych. Dowodzi to, że wojna jest nie tylko rywalizacją technologiczną, ale też starciem wiedzy, inteligencji, pomysłowości i inicjatywy. Jeden z czołowych przedstawicieli myśli strategicznej, francuski generał Andre Beaufre we Wstępie do strategii pisał: Prawdą jest, że postęp techniczny jest zasadniczym czynnikiem potęgi. Wszyscy wiedzą, że nie można zatrzymać czołgu ogniem karabinowym ani zestrzelić samolotu strzałą z łuku. Wiadomo też, że przewaga jaką uzyskali Rzymianie dzięki uzbrojeniu i taktyce ich legionu, pozwoliła im podbić większą część świata starożytnego. Jest zupełnie jasne, że postęp w dziedzinie techniki i taktyki daje wielką korzyść temu, kto go osiągnął, gdyż dostarcza strategii dodatkowych i bardziej skutecznych środków.
    Postęp ten jednak może się okazać bezużyteczny, jeśli służy złej strategii. O tej zasadniczej sprawie należy zawsze pamiętać. Przypomnijmy sobie na przykład nasze niedawne doświadczenia z Algierii. Czy nasze nowoczesne uzbrojenie i wyposażenie pozwoliły nam uzyskać rozstrzygnięcie? W rzeczywistości nie ma taktyki najlepszej w samej sobie, każda taktyka, bowiem ma wartość tylko w porównaniu z taktyką przeciwnika. Mogliśmy na przykład stwierdzić, że samoloty i czołgi nie zdawały egzaminu w walce z partyzantami i że posiadanie broni atomowej nie pozwoliło Stanom Zjednoczonym uzyskać w Korei nic więcej jak tylko kompromisowe zawieszenie broni. Zatem decydenci odpowiedzialni za bezpieczeństwo narodowe w wymiarze militarnym powinni szukać odpowiedzi nie tylko na pytania, jaki kupić samolot, transporter, czy pocisk – powinni też odpowiedzieć na pytanie, jaki powinien być kształt sił zbrojnych, jak powinno wyglądać ich szkolenie i przygotowanie? Powinni pochylić się nad klasycznymi dyrektywami strategicznymi gen. Beaufre w myśl, których: Zadaniem strategii jest osiągnięcie celów ustalonych przez politykę wykorzystując jak najlepiej posiadane środki. Przy czym: …nie należy obierać za punkt wyjścia tego co jest możliwe, ale szukać tego co jest konieczne i starać się to osiągnąć. Chodzi, więc o to, żeby zapewnić obronę Polski tymi środkami, które posiadamy.

Wojska operacyjne

    Analiza działań militarnych w byłej Jugosławii, Afganistanie, Iraku i Izraelu dowodzi, że - dla sprostania zagrożeniom wynikającym z konfliktów kulturowych i etnicznych, działalności organizacji terrorystycznych i przestępczych – społeczności międzynarodowej (NATO, UE, ONZ) oraz poszczególnym krajom niezbędne są narzędzia reagowania militarnego, które mogą sprostać następującym kryteriom:


    Nie tylko polskie doświadczenia z udziału w misjach pokojowych, stabilizacyjnych i bojowych w byłej Jugosławii, Afganistanie i Iraku jednoznacznie pokazują, że kryteria te spełniają profesjonalne, doskonale wyszkolone, posiadające praktyczne doświadczenie we współdziałaniu międzynarodowym jednostki wojskowe (zwłaszcza jednostki sił specjalnych). Wskazuje to jednoznacznie na potrzebę posiadania, operacyjnego zawodowego komponentu sił zbrojnych, zdolnych do prowadzenia działań ekspedycyjnych w ramach operacji NATO, UE czy ONZ. Polski udział w operacji irackiej najdobitniej pokazał, że w operacjach bojowych, w warunkach zagrożenia asymetrycznego, terrorystycznego, wojny partyzanckiej najlepiej sprawdzają się kontyngenty złożone z profesjonalnych oddziałów i pododdziałów, których dowódcy i żołnierze byli razem szkoleni, są zgrani i znają się nawzajem. Już Marian Kukiel w swojej znakomitej pracy Zarys historii wojskowości w Polsce pisał o niezwykłej skuteczności i sprawności działania, którą można osiągnąć dzięki: …wojsku zaprawionym do walki, karnym, wytrwałym na długą wojaczkę, wolnym od troski o zagrody i łany rodzinne, zdolne realizować: …przedsięwzięcia wojenne olbrzymie, nieustanne, zdumiewająco szybkie pochody w kraje odległe…. Warunków tych nie spełniają jednostki złożone z poborowych, czy improwizowane przed wyjazdem na misję.
Dlatego niezbędne jest tworzenie zawodowego komponentu wojsk operacyjnych, przynajmniej w wymiarze pozwalającym na wywiązywanie się ze zobowiązań sojuszniczych i międzynarodowych. Zresztą budowa i utrzymanie międzynarodowej pozycji oraz prestiżu państwa wymagają ze strony Polski aktywnego uczestnictwa, w wymiarze militarnym, w procesach kształtujących środowisko bezpieczeństwa, przywracania pokoju i stabilizacji.
Z tego punktu widzenia zakupy nowoczesnych samolotów wielozadaniowych, przeciwpancernych pocisków kierowanych, transporterów opancerzonych czy utrzymywanie fregat są jak najbardziej uzasadnione. Wyposażenie, obok umiejętności, jest jednym z elementów umożliwiających realne współdziałanie, wpływa też na prestiż państwa i poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Zresztą, jeżeli państwo decyduje się na wysyłanie żołnierzy, (czyli swoich obywateli) do udziału w misjach sojuszniczych to powinno też zagwarantować im możliwie najlepsze narzędzia. Pierwsza jednostka wojskowa, w pełni profesjonalna i zdolna do uczestnictwa w działaniach sojuszniczych jako zwarty komponent (a nie mieszanka ludzi z różnych jednostek tworzona na potrzeby danej misji) powstała poza resortem obrony narodowej w 1990 r. i jest znana jako GROM, dziewięć lat później jednostkę przeniesiono do struktur ministerstwa obrony narodowej. Następne zawodowe jednostki wojskowe MON zaczęło tworzyć ponad dziesięć lat później, doprowadzając do uzawodowienia 18 batalionu desantowo - szturmowego i w dalszej kolejności 16 batalionu powietrznodesantowego. Proces profesjonalizacji pewnie będzie postępował, tym bardziej, że potrzeba posiadania zawodowego komponentu sił zbrojnych jest akceptowana przez polityków wszystkich ugrupowań reprezentowanych w parlamencie. Ponadto, reforma sił zbrojnych zmierzająca w kierunku budowy zawodowych wojsk operacyjnych jest popierana przez naszych sojuszników, głównie Stany Zjednoczone.
    Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Stany Zjednoczone, czy państwa NATO popierają uzawodowienie Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, nie tyle w trosce o silne Wojsko Polskie, co z uwagi na własne interesy i korzyści. Np. uczestnictwo, SZ RP w działaniach w Iraku jest nie tylko militarnym wsparciem sojusznika, ale przede wszystkim legitymizuje politykę Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii wobec tego państwa.
Nie należy jednak popadać w przesadę i dostrzegać wyłącznie korzyści „zachodnich neoimperialistów” udziału polskich żołnierzy międzynarodowych przedsięwzięciach militarnych. Jest on też korzystny dla Polski. Aktywne uczestnictwo w międzynarodowych operacjach wojskowych, czy nawet kampaniach (tak jak ostatnia wojna w Iraku) pozwala na:

    Uczestnictwo w międzynarodowych misjach wojskowych stwarza też realne korzyści dla sił zbrojnych pozwalając na weryfikację w warunkach bojowych:

    Zupełnie inne zagadnienie, to czy i w jaki sposób możliwości te zostaną wykorzystane. W polskiej rzeczywistości pytanie to jest jak najbardziej zasadne, zwłaszcza w kontekście coraz bardziej powszechnych opinii o niewykorzystaniu szans gospodarczych w Iraku i lekcji wojskowej. Pojawia się coraz więcej opinii, że doświadczenia z Iraku mogą zostać zapomniane i niewykorzystane m.in. z powodów złej polityki kadrowej. Dotyczy to zwłaszcza braku koncepcji wykorzystania kombatantów powracających z Iraku, problematyka ta była poruszana m.in. na łamach „Polski Zbrojnej” (np. artykuł Piotra Bernabiuka Ratowanie ratowników w nr 21 z 2005 r.). Problem ten nie jest nowy, wcześniej ujrzał światło dzienne w związku z zawirowaniami wokół jednostki specjalnej GROM.
    Inną niepokojącą kwestią jest uparte trzymanie się tezy o uczestniczeniu w misji stabilizacyjnej i niechętne przyznanie, że żołnierze polscy biorą udział w działaniach bojowych, de facto w wojnie. O ile kwestią zrozumiałą jest, że władze RP unikały deklarowania udziału w wojnie czy okupacji - pociąga to za sobą szereg konsekwencji i wygodniejsze jest używanie określeń takich jak np. misja stabilizacyjna – to niezrozumiałe jest niedoszacowanie potrzeb Polskiego Kontyngentu Wojskowego odnośnie uzbrojenia i wyposażenia osobistego, broni zespołowej, środków wsparcia i środków ochrony, podstawowych środków transportowych (zagadnienie to też było wielokrotnie poruszane na forum publicznym, m.in. na łamach „Nowej Techniki Wojskowej” przez Stefana Fuglewicza). Dotyczy to nie tyle zaawansowanych systemów uzbrojenia, co np. opancerzenia pojazdów, uzbrojenia drużyny piechoty, czyli samodzielnego poziomu decyzyjnego sił zbrojnych.
    Kolejna grupa problemów, które pozostają nierozwiązane to stworzenie systemu ubezpieczeń i opieki socjalnej dla żołnierzy wysyłanych w rejony działań bojowych i rejony podwyższonego ryzyka, zabezpieczenie ich rodzin, przyznanie statusu kombatanta, itd. Budowa profesjonalnych sił zbrojnych nie ogranicza się do zastąpienia żołnierzy służby zasadniczej żołnierzami kontraktowymi i zakupów nowoczesnego uzbrojenia. Trzeba też stworzyć system zachęt do służby i warunki służby odpowiadające, tak jak samoloty wielozadaniowe, nowoczesnym standardom. W armiach państw NATO funkcjonują takie rozwiązania, które zapewniają uczciwy system ubezpieczeniowy dla żołnierzy (i ich rodzin), których spotykają wypadki w czasie zajęć sportowych, ćwiczeń i działań bojowych, gdzie miesięczne składki wynoszą w granicach wartości od 8 zł do 30 zł, a odszkodowania od 2,5 tyś. zł (za utratę palca) do 800 tyś. zł dla rodziny osoby trwale i ciężko okaleczonej podczas służby na misji zagranicznej (np. pokojowej), poza gwarantowaną opieką medyczną, psychologiczną, itp.
    Jedna z prawd Sił Specjalnych Stanów Zjednoczonych mówi, że: ludzie są ważniejsi niż sprzęt. Ludzie – nie sprzęt – to sprawa zasadnicza. Właściwi ludzie, doskonale wyszkoleni i pracujący jako zespół wypełnią misję z dostępnym sprzętem. Ale, najlepszy sprzęt nie zrekompensuje braku właściwych ludzi (Special Forces Operations. FM 3-05.20, Departament Obrony, Waszyngton 2001, s.1-19).
Należy też zwrócić uwagę na kwestię realizacji konstytucyjnej misji sił zbrojnych, którą jest (według Artykułu 26, Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r.) jest: ochrona niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnienie bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic. Zawodowe siły zbrojne, liczące według różnych koncepcji od 150 tyś. do 60 tyś., nie zapewnią realizacji powyższego zapisu obowiązującej konstytucji. Wobec przewagi liczebnej, ekonomicznej i technologicznej państwa ościennych mogących stwarzać zagrożenie nie będą narzędziem odstraszania. Nie są też narzędziem odstraszania dla przeciwnika stwarzającego zagrożenie asymetryczne.

Obrona Terytorialna

    Dlatego państwa, które posiadają uzawodowione wojska operacyjne, duże doświadczenie praktyczne w prowadzeniu operacji bojowych po zakończeniu II wojny światowej, a rozwiązania przez nie stosowane są uznawane za wzór do naśladowania, posiadają sprawdzony system zwiększania potencjału liczebnego sił zbrojnych i uzupełniania strat. W stanach zjednoczonych głównymi elementami tego systemu są Gwardia Narodowa i Rezerwa rodzajów sił zbrojnych, w Wielkiej Brytanii Armia Terytorialna, w Danii Obrona Terytorialna, itd. Istnienie takich formacji jak Gwardia Narodowa, Obrona Terytorialna, czy Armia Terytorialna pozwala na:

    Jeden z najbardziej doświadczonych polskich żołnierzy, gen. Franciszek Skibiński w Rozważaniach o sztuce wojennej pisał: Już z samego faktu istnienia – i przeznaczenia do ściśle określonych zadań – uderzeniowych sił zbrojnych wynika automatycznie potrzeba dysponowania innym „gatunkiem” sił, które też organizuje się wszędzie pod taką czy inną wersją nazwy terytorialnych sił zbrojnych….
    Jednostki Gwardii Narodowej, czy Armii Terytorialnej nie są „wojskiem drugiej kategorii”. Według waszyngtońskiej International Military and Defense Encyclopedia obrona terytorialna to: komponent nowoczesnej struktury militarnej, którego powiązanie z systemem nie militarnym, w decydujący sposób wpływa na skuteczność obrony narodowej. Natomiast Konstytucja Stanów Zjednoczonych w II poprawce mówi, że: Dobrze zorganizowana milicja (współcześnie Gwardia Narodowa, odpowiednik polskiej obrony terytorialnej) jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa. Świadczy o tym też fakt, że w ramach tych sił są tworzone nawet jednostki specjalne. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii są to 21 i 23 Terytorialne Pułki Special Air Serwice, a w Stanach Zjednoczonych 19 i 20 Grupy Sił Specjalnych Wojsk Lądowych są jednostkami Gwardii Narodowej, 2 i 7 Grupy Operacji Psychologicznych są jednostkami Rezerwy Wojsk Lądowych, a wszystkie jednostki Spraw Cywilnych są też jednostkami Rezerwy Wojsk Lądowych. 919 Skrzydło Operacji Specjalnych (wyposażone w samoloty MC-130P Combat Shadow i MC-130E Combat Talon) jest jednostką Rezerwy Sił Powietrznych, a 193 Skrzydło Operacji Specjalnych (wyposażone w samoloty EC-130E Commando Solo) jest jednostką Gwardii Narodowej. To, że jednostki lotnicze, czy wojsk lądowych, Gwardii Narodowej prowadziły skuteczne działania w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, czy obecnie działają w Afganistanie i Iraku jest rzeczą powszechnie wiadomą.
Doświadczenia, nie tylko historyczne, ale i współczesne pokazują bardzo wyraźnie, że możliwości sił zbrojnych, które nie mają sprawnego systemu uzupełniania strat i mobilizowania zwartych oddziałów są bardzo ograniczone. Nawet, jeśli zadania sił zbrojnych ograniczają się tylko do udziału w misjach ekspedycyjnych. Bardzo dobrą ilustracją tego stanu rzeczy jest przykład Polski. Obecne zaangażowanie Sił Zbrojnych RP w misjach w Iraku, Afganistanie, byłej Jugosławii i Libanie powodują poważne problemy kadrowe, praktycznie uniemożliwiają udział w nowych przedsięwzięciach (jeśli takie okazałyby się konieczne), występują coraz większe problemy ze skompletowaniem nowych kontyngentów wojskowych, które są w coraz większym stopniu improwizowane (w dalszym ciągu polskie kontyngenty wojskowe są jednostkami improwizowanymi z różnych pododdziałów wszystkich rodzajów wojsk, a nie zgranymi i zwartymi oddziałami).
    Jednak, aby model sił zbrojnych z komponentem zawodowym i terytorialnym funkcjonował poprawnie musi być spełnione kilka warunków. Pierwszy to traktowanie służby wojskowej jako powinność, czyli obowiązek do, którego słuszności jesteśmy przekonani. Tak jak jest to w społecznościach gdzie obywatel jest podmiotem, a nie przedmiotem i bardziej cenione jest świadome uczestnictwo w życiu państwa niż bezwolne spełnianie dyrektyw, gdzie istnieją długie tradycja demokracji. Jednak rzeczywistość pokazuje, że od przyzwyczajeń i nawyków decydentom i administracji w mundurach trudno jest się oderwać. Nadal liczy się sztuka, a nie człowiek. Jest to niewątpliwie efekt kilkusetletnich wpływów rosyjskich (potem radzieckich), gdzie potęga militarna opierała się na poświęceniu mas dzielnych ubezwłasnowolnionych rekrutów, którzy tak samo dobrze służyli w Armii Czerwonej, jak i hitlerowskich formacjach pomocniczych. Teraz, może w ramach odreagowania, dąży się do profesjonalizacji sił zbrojnych, tyle, że można odnieść wrażenie, iż priorytetem nie jest interes narodowy tylko potrzeby sojuszników. Dowodzi to braku zdolności do samodzielnego myślenia strategicznego, na co wielokrotnie zwracał uwagę prof. Roman Kuźniar. Wskazuje on na cechę charakterystyczną polskiej klasy politycznej, która ustawia się w roli wpierw klienta Związku Radzieckiego, a potem satelity Stanów Zjednoczonych, co prowadzi do rezygnacji z samodzielnego niezależnego myślenia o interesie i bezpieczeństwie narodowym. Zamiast dyskusji i analizy wolimy błyskawicznie popierać stanowisko, które zajmuje mocarstwo przewodzące sojuszowi (Odważ się myśleć polski strategu!, „Tygodnik Powszechny”, 17 listopada 2002, s.1).
    Jan Nowak Jeziorański też wielokrotnie wskazywał na ten sam problem: NATO nie może być rozbrajającym mitem, jakim stała się dla Francuzów w okresie międzywojennym Linia Maginota [...] Pogrom Francji, która uchodziła wówczas za największą potęgę wojskową na kontynencie, stanowi ostrzeżenie, by ślepa wiara pokładana w NATO nie prowadziła do psychicznego rozbrojenia (Polska z bliska, ZNAK, Kraków 2005, s.131). Budowa bezpieczeństwa narodowego w oparciu o struktury międzynarodowe powinno mieć wymiar racjonalnych kalkulacji, a nie naiwnego traktowania członkostwa Polski w NATO i UE jako „super gwaranta bezpieczeństwa”. Członkostwo w tych organizacjach stanowi jeden z najważniejszych środków wzmacniających i uwiarygodniających polską politykę bezpieczeństwa, ale nie zastępuje, narodowych wysiłków tworzenia wewnętrznych podstawowych fundamentów bezpieczeństwa militarnego. Podstawą bezpieczeństwa narodowego będą zawsze własne zdolności obronne, warunkujące wolę i możliwości udzielenia pomocy Polsce przez inne sojusznicze państwa.
    Pierwszy, to stała niechęć resortu obrony narodowej do inicjatyw społecznych, można przypomnieć sprawę klas o profilu wojskowym, czy niedocenianie i nieskorzystanie z potencjału tkwiącego w organizacjach społeczno-wychowaczych. Historia nawiązania współpracy np. ZS „Strzelec” OSW z MON oraz licznych „formalnych przeszkód” na drodze skorzystania przez siły zbrojne z potencjału szkoleniowego i wychowawczego, jaki oferują takie organizacje to temat na książkę bardziej zaskakującą niż Kod Leonarda da Vinci.
    Drugi, to poziom szkolenia poborowych, pierwsze zaniedbania występują już na etapie wcielenia. Klasyczne są już przykłady, kiedy doświadczony cywilny płetwonurek zostaje w wojsku kucharzem, a osoba z wykształceniem gastronomicznym operatorem sprzętu inżynieryjnego. Ale większość poborowych i tak osiąga poziom kompetencji ścielenia łóżka, prasowania i składania munduru, musztry oraz pełnienia wart.
    Trzeci to podtrzymywanie umiejętności i szkolenie rezerwistów. Większość przypadków tzw. ćwiczeń rezerwy może służyć za anegdotę (szkoda tylko, że za pieniądze podatników). Autorzy znają osobiście wiele przypadków, jak np. ten gdzie absolwent szkoły piekarniczej został wcielony do jednostki wojskowej gdzie został kierowcą, a jako rezerwista dostał przydział jako sanitariusz. Jeśli do tego dodamy, że znaczna część rezerwistów jest nietrzeźwa, a ćwiczenia ograniczone do pogadanki z oficerem lub podoficerem odbywają się w niedzielę (aby przypadkiem nie oderwać rezerwisty od pracy) to obraz marnotrawienia czasu, energii i pieniędzy jest przerażający. Mimo, że autorzy artykułu są dalecy od spiskowej teorii dziejów, to ciśnie się pytanie, czy jest to zaniedbanie, głupota, a może dywersja?
    Należy jednak oddać sprawiedliwość organom administracji wojskowej w terenie i stwierdzić, że reformy sił zbrojnych i towarzyszące im rozwiązania prawne nie stwarzają możliwości pozytywnej selekcji i motywacji do spełniania obywatelskiej powinności służby wojskowej. W tej sytuacji nikt nie powinien być zdziwiony, że ludzie wykształceni i zaradni unikają służby wojskowej jako straty czasu. Tym bardziej, że działań na rzecz podniesienia autorytetu służby wojskowej nie widać. Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej nie są otwarte na „hobbystów”, czyli młodych ludzi, którym bliskie są wartości patriotyczne, propaństwowe, idea służby ojczyźnie, etos żołnierski, itd.

Propozycje rozwiązań

    Aby system Obrony Terytorialnej działał poprawnie musi być stworzonych lub zmienionych wiele rozwiązań prawnych i organizacyjnych, które pozwolą na:

    Można rozważać różne modele budowy Obrony Terytorialnej w oparciu o istniejące struktury i infrastrukturę Sił Zbrojnych, doświadczenia państw obcych, czy własne oryginalne prace koncepcyjne. Opracowania dotyczące rozwoju Obrony Terytorialnej po 1989 r., powstały w Akademii Obrony Narodowej w ramach prac zespołów badawczych, jak też indywidualnych prac naukowych. Były one wykorzystywane w działalności nieistniejącego już Zarządu Obrony Terytorialnej Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Jedna z koncepcji zakładała, że celem tworzenia wojsk obrony terytorialnej jest posiadanie wojskowej organizacji społeczności lokalnych do przygotowania i prowadzenia obrony narodowej na miejscu, przy wykorzystaniu potencjału ludzkiego, moralnego i ekonomicznego. Uznano też, że funkcje wojsk obrony terytorialnej wykraczają poza „typowo” bojowy obszar działań wojsk i obejmują tzw. pozamilitarną sferę obrony narodowej, która obejmuje działania humanitarne (ratownicze, ochronne, porządkowe), wychowawcze i edukacyjne z racji obowiązku wychowania wojskowego obywateli.
Najważniejsze zadania wojsk obrony terytorialnej, wedle tej koncepcji, odnoszą się do działań na poziomie lokalnym oraz częściowo także regionalnym i są konsekwencją powyższego celu, a także określonych dla nich funkcji. Obejmują działaniem wszelkie czynności militarne na rzecz militarnie organizowanej obrony, wykonywane powszechnie, a także realizowane przez wojsko na potrzeby układu pozamilitarnego okresie zagrożeń niemilitarnych. Dotyczą, więc one zarówno działań na rzecz ochrony ludności w czasie pokoju, jak również obrony państwa na poziomie lokalnym w okresie kryzysu i wojny, z wykorzystaniem działań regularnych i nieregularnych.
    Struktury kierowania wojskami obrony terytorialnej i samych jednostek OT powinny odpowiadać narodowym potrzebom strategicznie organizowanej obrony militarnej państwa w ramach strategii obronnej sojuszu NATO. Wskazuje to na konieczność posiadania brygad i batalionów przeszkalania rezerw oraz batalionów, pułków i brygad rozwijanych na czas zagrożenia (wojny), a także jednostek rodzajów wojsk OT. Jest ważne, aby struktury te budowane były i mobilizacyjnie rozwijane w pierwszej kolejności na wschodniej granicy Polski, która stała się częścią zachodniej granicy Sojuszu. W ramach systemu kierowania obroną terytorialną i dowodzenia wojskami OT powinny funkcjonować dowództwa terytorialne (nie tylko komendy uzupełnień lub sztaby administracji wojskowej): na szczeblu operacyjnym - dowództwa okręgów wojskowych (lub dowództwa korpusów terytorialnych albo dowództwa okręgów-korpusów, czy też dowództwa obszarów obrony); na szczeblu regionalnym (operacyjno-taktycznym) - regionalne dowództwa obrony; na szczeblu lokalnym, miejskim, powiatowym (taktycznym) — obwodowe dowództwu obrony i dowództwa obrony miast.
    Wojska OT - uwzględniając cel ich tworzenia, funkcje, rozległość stawianych przed nimi zadań (na okres kryzysu, wojny i w czasie pokoju), znaczącą liczbę jednostek do realizacji tych zadań – stanowiłyby masowy komponent sił zbrojnych; stając się tym samym podstawowym (bo jedynym) komponentem militarnym przeznaczonym do realizacji zadań obrony militarnej rejonów i obiektów na całym terytorium państwa w wyznaczonych im stałych rejonach odpowiedzialności oraz zorganizowaną wojskowo „siłą wsparcia” działań władz lokalnych na rzecz realizacji zadań w ramach CIMIC (współpracy cywilno-wojskowej) i HNS (wsparcia państwa gospodarza). Wojska OT pozwalałaby na, jak najpełniejsze wykorzystanie posiadanych zasobów i maksymalne wykorzystanie zdolności do działania.
    Brygady obrony terytorialnej (przeszkalania rezerw - tworzone na szczeblu województwa) powinny szkolić żołnierzy rezerwy w okresie nie dłuższym niż miesiąc - potem żołnierz powinien udawać się na dalsze szkolenie (miesiąc-dwa) do „szkolnych” batalionów OT w powiecie, gdzie dochodząc z domu w wyznaczane rejony (znajdujące się w pobliżu jego miejsca zamieszkania w promieniu około 15 km) byłby przeszkalany przez dojeżdżających tam (z powiatu lub pobliskich jednostek opozycyjnych) instruktorów „kadrowych” OT lub doraźnie kierowanych tam „wytrawnych szkoleniowców” jednostek wojsk operacyjnych.. Na bazie, w takim trybie wyszkolonych żołnierzy OT, należałoby tworzyć „bojowe” (na czas wojny lub innego zagrożenia) jednostki OT o różnej strukturze oddziałów - stosownie do lokalnych i regionalnych potrzeb obronnych oraz założeń (planów) współpracy cywilno-wojskowej.
    Po takim przeszkoleniu żołnierza można byłoby rozstrzygać, kogo kierować do odbycia całego okresu służby zasadniczej w jednostkach wojsk operacyjnych, a potem do służby kontraktowej lub zawodowej, na studia (kursy) oficerskie, do rezerwy „bojowej” OT lub „obronnej” OT. W koncepcji założono też, że żołnierze do służby w wojskach operacyjnych powinni być kwalifikowani po przynajmniej miesięcznej służbie w brygadzie obrony terytorialnej (szkolnej), aby wykluczyć wcielanie osób, które z różnych powodów (zdrowotne, psychiczne, itp.) nie powinny kontynuować służby.
    Jeśli zakładamy świadome, a nie przymusowe uczestnictwo w szkoleniu wojskowym, to można też rozpatrywać nieco inny wariant, w którym żołnierze OT w ogóle nie muszą być skoszarowani w okresie szkolenia. Mogą dojeżdżać do jednostki, lub mieszkać w internacie. Na pewno obniżyłoby to koszty szkolenia, gdyż odchodzi w tym wypadku konieczność utrzymania dużej liczby miejsc w koszarach. Można też wyobrazić sobie, że żołnierz będzie trzymał mundur u siebie w domu. Już samo to powinno spowodować oszczędności i racjonalizację wydatków, nawet przy dofinansowaniu kosztów przejazdu żołnierzy lub zakwaterowania w internacie. Uwolnienie żołnierzy i kadry od pełnienia służby w koszarach też spowoduje zwiększenie ilości czasu na szkolenie. Przy jednoczesnym założeniu, że ćwiczenia rezerwy byłby częstsze i bardziej efektywne, to sam okres tzw. służby zasadniczej mógłby trwać około 3 miesięcy (w Szwajcarii czas takiego przeszkolenia to 15 tygodni).
Należy też rozważyć zmianę profilu istniejących jednostek Obrony Terytorialnej, obecne są one, ujmując to w sposób opisowy, piechotą zmotoryzowaną przygotowywaną do działań partyzanckich. Bardziej celowe byłoby tworzenie lekkich mobilnych pododdziałów przeciwpancernych, przeciwlotniczych, wyspecjalizowanych lekkiej piechoty (np. górskich i przeciwdywersyjnych), rozpoznawczych oraz inżynieryjnych.
Przy czym ewentualną organizację działań dywersyjnych, terrorystycznych czy partyzanckich należy raczej pozostawić jednostkom sił specjalnych i służbom specjalnym, a struktury obrony terytorialnej przygotować do pełnienia roli zaplecza wywiadowczego i logistycznego. Oczywiście nie oznacza to, że jednostki Obrony Terytorialne nie powinny być przygotowane do prowadzenia działań nieregularnych, które zawsze były istotnym elementem wsparcia działań regularnych zarówno defensywnych, jak i ofensywnych oraz jednym z efektywniejszych sposobów wykorzystania tzw. formacji lekkich.
    Same jednostki Obrony Terytorialnej mogłoby funkcjonować np. jako oddziały szkolne przy istniejących jednostkach wojsk operacyjnych. Rozwiązanie takie miałoby szereg zalet:

  1. pozwałoby na wykorzystanie istniejącej struktury,
  2. rozbudowę, a nie likwidację, istniejących garnizonów,
  3. łatwiejszą rotację kadry zawodowej,
  4. właściwe wykorzystanie żołnierzy z doświadczeniem praktycznym (żołnierzy jednostek specjalnych, weteranów misji poza granicami kraju),
  5. łatwe i naturalne uzupełnianie jednostek zawodowych udających się na misje zagraniczne,
  6. przejmowanie przez jednostki Obrony Terytorialnej wzorców zachowania i pracy od jednostek zawodowych poprzez częste kontakty służbowe i osobiste,
  7. ułatwiło kontakty z organizacjami pozarządowymi współpracującymi z MON.

    Rozwiązanie takie nie wyklucza, a nawet czyni celowym, utrzymanie przynajmniej dwóch brygad Obrony Terytorialnej dla praktycznego sprawdzania przyjętych rozwiązań organizacyjnych, taktycznych i operacyjnych.
    Celowe byłoby też stworzenie jednostek sił specjalnych Obrony Terytorialnej, można tutaj skorzystać z doświadczeń duńskich, czy brytyjskich. Jednostki terytorialne sił specjalnych w tych państwach są dowodzone przez oficerów jednostek specjalnych, a służą w nich byli żołnierze tych jednostek, lub (co jest rozwiązaniem najczęściej spotykanym) ochotnicy, którzy są poddawani procesowi kwalifikacji i selekcji bardzo zbliżonemu do obowiązującego w jednostkach specjalnych regularnych sił zbrojnych. Przy czym są oni zobowiązani do stałego utrzymywania formy i nawyków oraz uczestniczenia w weekendowych szkoleniach i co jakiś czas w ćwiczeniach. Przy czym szkolenia i ćwiczenia nie odbiegają jakością i intensywnością od tych, które przechodzą żołnierze jednostek specjalnych w rodzajach sił zbrojnych.
Rozwiązanie takie pozwala na:

    Można też w ramach powyższego modelu stworzyć system rozwijania jednostek działań psychologicznych, współpracy cywilno wojskowej oraz medycznych na potrzeby misji zagranicznych w oparciu o specjalistów cywilnych (językoznawców, kulturoznawców, pedagogów, psychologów, itd.). Byłoby to tym bardziej celowe, że łatwiejsze i szybsze jest powołanie do służby np. rezerwisty nauczyciela akademickiego na wydziale arabistyki, tłumacza lub psychologa dziecięcego niż szkolenie od podstaw i utrzymywanie wojskowych formacji arabistów, czy różnych specjalistów od współpracy z ludnością cywilną.
    Można by też uniknąć problemów formalnych i obyczajowych, które pojawiły się przy okazji misji Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku, gdzie nie do końca jasny był status pracowników cywilnych, których wyekwipowano w mundury.
    Kolejny problem to uzbrojenie formacji Obrony Terytorialnej, jest to temat na szersze rozważania. W każdym razie wyposażenie żołnierzy w indywidualną broń strzelecką i dodanie jako środka transportu samochodów ciężarowych jest rozwiązaniem dalekim od ideału. Z drugiej strony nawet wyposażenie sił zawodowego komponentu sił zbrojnych w nowoczesne przeciwpancerne pociski kierowane jak np. Spike stanowi poważne wyzwanie finansowe, a każde strzelanie nadweręża poważnie budżet resortu obrony. Ale wojska Obrony Terytorialnej uzbrojone w broń wyborową (w tym wielkokalibrowe karabiny przeciwsprzętowe jak polski Wilk i karabiny wyborowe np. polski Alex), granatniki przeciwpancerne (np. RPG-7 ze zmodernizowaną amunicją lub inne np. klasy Pancerfaust 3), broń przeciwlotniczą (nawet lufową), klasyczne i inteligentne miny przeciwpiechotne, przeciwpancerne, przeciwśmigłowcowe, ze sprawnym systemem łączności i poddane efektywnemu, systematycznemu szkoleniu z użyciem trenażerów i technik komputerowych na pewno będą stanowić efektywny kosztowo, nie tylko element wsparcia zawodowego komponentu sił zbrojnych, ale też istotny element odstraszania. Kolejnym argumentem za jest to, iż wymienione powyżej kategorie sprzętą są wytwarzane lub są opracowane przez polski przemysł zbrojeniowy.
    Może pojawić się argument, że i tak jest to sprzęt skomplikowany, a żołnierz w krótkim okresie nie jest w stanie opanować jego obsługi. Jest to prawda, ale w odniesieniu do obecnego systemu służby i szkolenie, gdzie do wojska trafiają jednostki najgorzej wyedukowane i niezaradne, zaś sama sposób szkolenia jest mało efektywny. Dlatego należy zmienić model zasadniczej służby wojskowej dążąc do promowania postaw obywatelskich i patriotycznych, co pozwoli na pozyskanie dla sił zbrojnych ludzi inteligentnych, dobrze wykształconych, odpowiedzialnych i chętnych do służby. Tak tworzone - strukturalnie i organizacyjnie - wojska obrony terytorialnej mogą stworzyć warunki do nadania właściwego im miejsca w narodowym systemie obrony terytorialnej, a ich rola powinna być znacząca nie tylko w strukturze sił zbrojnych, ale także systemie obrony państwa.

Podsumowanie

    Celem autorów tego artykułu nie jest przekonywanie, że należy odejść od uzawodowienia wojsk operacyjnych. Wręcz przeciwnie zawodowstwo, profesjonalizacja w połączeniu z modernizacją techniczną jest jak najbardziej niezbędna. Nie można jednak zapominać, że zawodowy w czasie pokoju komponent sił zbrojnych zawsze potrzebuje źródeł wsparcia, uzupełnień i wzmocnienia. Dlatego niezbędny jest sprawny i wydajny system szkolenia rezerw oraz zwiększania potencjału sił zbrojnych. Taką rolę może pełnić Obrona Terytorialna.
    Polska nie jest krajem na tyle bogatym, aby zbudować operacyjne zawodowe siły zbrojne wystarczające dla spełnienia stawianych im zadań konstytucyjnych, czyli ochrony niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnienia bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic. Nawet Stany Zjednoczone mimo posiadania najsilniejszych zawodowych sił zbrojnych nie zrezygnowali z Gwardii Narodowej i Rezerwy rodzajów sił zbrojnych. Nie jest sytuacją dobrą, kiedy siły zbrojne są tylko narzędziem spełniania ambicji politycznych władz państwa w zakresie współpracy międzynarodowej. W planach rozwoju sił zbrojnych powinien być też brany pod uwagę fakt, że mają one też odstraszyć oraz odeprzeć potencjalnego agresora i obronić integralność państwa.
    Polska jest obecnie ewidentnym przykładem państwa, gdzie obronność postrzega się głównie w kontekście techniczno-naśladowczym. Takie podejście obserwuje się też i w innych państwach Europy. Jest to wynik wieloletniej przynależności części państw europejskich do bloków militarnych, gdzie decydenci polityczni i wojskowi oczekiwali decyzji strategicznych ze stolicy „bratniego mocarstwa”. Myślenie strategiczne nie było suwerennym elementem polityki bezpieczeństwa państwa, a jedynie wypadkową doktryny sojuszniczej postrzeganych w kategoriach interesów sojusznika, a nie narodowych. Jednakże intencją autorów nie jest pouczanie nikogo, czy wytykanie błędów. Głównym celem tego artykułu jest sprowokowanie szerszej dyskusji nad stanem SZ RP, która nie będzie koncentrować się jedynie na zagadnieniach związanych z wyborem samolotu, transportera, takiej czy innej rakiety. Wybory te powinny też być podyktowane strategią, a nie modą, czy działaniami grup interesów (lobby). Bo może to doprowadzić do takiej sytuacji, że w razie zagrożenia bezpieczeństwa narodowego jedynym sensownym rozwiązanie będzie odesłanie sił zbrojnych za granicę w celu ochrony kosztownego sprzętu przed zniszczeniem (tak jak to miało miejsce z okrętami Polskiej Marynarki Wojennej w 1939 r.). Jako ostrzeżenie przed złymi wyborami należy potraktować ocenę Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu odnośnie wojny 1939 r. zawartą w Dzienniku wojennym gen. F. Haldera: Broń pancerna i lotnictwo to klucz naszego zwycięstwa. Gdyby Polska miała broń przeciwpancerną, to zwycięski pochód byłby niemożliwy.
    Warto jednocześnie też pamiętać o słowach ostrzeżenia Jana Nowaka-Jeziorańskiego, że: Polska może liczyć na pomoc sojuszników tylko wtedy, gdy będzie chciała i mogła bronić się sama, jeśli zdobędzie własne możliwości odstraszania napastnika.